Kto jest fachowcem, a komu piłka nożna dała zajęcie i chleb?
Kluby funkcjonujące na terenie Polski - z małymi wyjątkami - działają chaotycznie, bez jakiegokolwiek planu, strategii, nie wspominając o szeroko rozumianej filozofii. Pisząc wprost, są absolutnie nieprofesjonalne. Trudno, zatem, dziwić się brakowi progresu licznych aspektów określających rozwój podmiotu sportowego, brodzeniu w chaosie i deficytowi jakichkolwiek struktur. Wydaje się jednak, że abnegacja ma swoje granice. Niestety, w minionym tygodniu tak zwany dyrektor sportowy Rozwoju Katowice, Kamil Kosowski, przekroczył wszelkie normy absurdu.
Osoby zarządzające beniaminkiem I ligi - mam nadzieję, że przynajmniej na wniosek Pierwszego Trenera - zamierzają pozyskać zawodnika na pozycję środkowego napastnika. Jako że w Klubie nie istnieje prawdziwy pion sportowy, nie zostały zbudowane odpowiednie struktury oraz procedury, ani też wdrożone projekty merytoryczne o charakterze sportowo-organizacyjnym, nie wspominając o filozofii oraz Profilu Klubu, pan dyrektor postanowił nadać ogłoszenie w Internecie. Wybrał portal społecznościowy o nazwie Twitter. A treść anonsu brzmiała w ten sposób (pisownia oryginalna - pomijamy ikony zwane rzekomo "emotikonami"):
"Bramkostrzelny napastnik potrzebny do Rozwoju. 4tys netto plus chata. Włączam zegar tik tak ...."
Omijam szerokim łukiem ignorancką zawartość pierwszego zdania, czy prostacki zapis drugiego. Jednak czynienie z braku wiedzy na temat rozwoju Klubu piłkarskiego atutu, strojenie żartów w poważnym temacie i traktowanie niezwykle ważnego stanowiska w kategoriach dobrej zabawy na brukową modłę, jest kompromitacją własnej osoby. To jednak mniejszy problem, ponieważ Kamil Kosowski może się kompromitować według własnych upodobań. Tymczasem jednocześnie reprezentuje Klub, który postawił w żenującym świetle i odkrył degrengoladę najczarniejszą z czarnych.
Przenieśmy się na chwilę do Niemiec. Jeden z aktualnych beniaminków 2. Bundesligi, a zatem odpowiednik Rozwoju Katowice, to MSV Duisburg. Wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby tamtejszy Dyrektor Sportowy - Ivica Grlic - nadał podobne ogłoszenie... Zostałby natychmiast zwolniony dyscyplinarnie, a dodatkowo tego człowieka spotkałby sportowy ostracyzm. Znalezienie innego miejsca pracy w niemieckim futbolu stałoby się w najbliższej dekadzie niemożliwe. W polskich realiach nie zauważyłem nawet lekkiego poruszenia, zakłopotania czy negatywnej reakcji. Głosu potępienia nie doczekałem się ze strony Klubu, ani innych osób zajmujących się piłką nożną. Dlaczego opisywane postępowanie nikogo nie szkokuje? Odpowiedź jest prozaiczna - polska piłka nożna znajduje się w tak głębokim zapóźnieniu merytorycznym i mentalnym, że spodziewam się, iż wkrótce Kamil Kosowski będzie ponownie zapraszany do programów telewizyjnych jako ekspert.
W Polsce pokutuje fatalne przekonanie, wpływające na niemożność profesjonalizacji Klubów, odnośnie roli Dyrektora Sportowego. Przyjmuje się, że to "pan od transferów". Dopóki nie zmieni się błędne postrzeganie, dopóty w Klubach nie będziemy świadkami strukturalnego rozwoju. Jednak na przykładzie Rozwoju Katowice i pana Kosowskiego widzimy, że nawet w tej kwestii można przekroczyć granice dobrego smaku. A przecież fachowość znajduje się lata świetlne od dobrego smaku.
Marcin Gabor